Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Za oświetlonemi oknami, gdzie stało łoże boleści, było jego życie i szczęście! Czarujące cudne słowa wyrażały jego własną modlitwę...: „bym u Boga w niebie, po wiekach wieków kiedyś spotka ciebie i tam przynajmniej odetchnął wraz z tobą“...
W tym samym czasie, o tej samej godzinie i minucie, pani Celina klęczała u nóg męża. Śnica miał obiedwie golenie wprost rozszarpane przez wybuch szrapnela. Cała twarz jego była zraniona od ciosów ziarn piasku, który miotały pociski nieprzyjacielskie, długo leżał na pół żywy, między trupami, na polu wściekłej bitwy. Dużo krwi stracił. W drodze do szpitalów popadł w straszną gorączkę. Obiedwie jego nogi pełne były ułamków kości podruzgotanych, wyłażących poprzez skórę, to też rozpuchły jak kłody. Przed godziną dokonano zestawienia kości i obiedwie nogi zawieszone były na pasach, a twarz opatrzona i piasek z ran usunięty. Głowa, owiązana bandażami, miała odsłonięte tylko oczy i usta. Oczy były nieprzytomne, pełne piekielnego ognia. Nieludzki, czy nadludzki gniew stał w nich bez przerwy. Chory nie poznawał nikogo, a jeżeli rozpoznał żonę, to była to dlań nie osoba, lecz raczej rzecz obca. Usta rannego wydawały głuche jęki, pełne mocy, pełne nadzwyczajnej potęgi, która się zmaga z nieudiwignionym ciężarem. Przekleństwa w języku włoskim, polskim, francuskim, niemieckim padały raz wraz z pośrodka rubinowych warg, jak splunięcia w czyjąś wrogą a przemożną twarz. Czasem znowu jakieś wyrazy bez związku bulgotały w gardle. Język zeschnięty wysuwał się poza prześliczne, białe zęby, niby język potę-