Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wcale, że w ciemnym kącie izby skacze i siepie się pod kratą indywiduum młodociane, niczem cielę u kołka. Pan Granowski należał poniekąd do „lewicy“, a przynajmniej przechylał się najczęściej w kierunku rezolucyj i uchwał tej grupy. „Pan starszy“, jak go pieściwie nazywano, wspierał swym autorytetem rozwichrzone, według mniemania „prawicy“, nieuświadomione, — gdyby tak powiedzieć, — rewolucyjne dążenia. Rewolucyjności nie było, rozumie się, w tych dążeniach ani za szeląg. Przeciwnie, były to dążenia raczej zakazujące wszelkiego rewolucyjnego ducha i czynu, któryby śmiał i chciał paraliżować kierunek jedyny, prusko-austryacki, uznany za rewolucyjny dlatego, iż środkami gwałtownymi bez wyboru chciał cele swoje osiągnąć. Młody Jasiołd, który w swym najistotniejszym rowolucyonizmie doszedł do ostatniej granicy, — gdyby myśli swoje wyjawił, — byłby poczytywany i wyświecony przez ogół radzących, jako skrajny i ohydny wstecznik. Marzył o Polsce zjednoczonej z ziem wszystkich, o Poznańskiem, o morzu, o Śląsku, gdy patryotyzm polski winien był być jedynie dwudzielnicowy, a o zjednoczeniu ziem polskich w tej wojnie nie było co myśleć... Zdawało mu się nieraz, że pan Granowski rozumie tę sytuacyę, że uśmiecha się, patrząc w jego stronę, wygłaszając swe mowy, przychylne dla wprost przeciwnych rozumowań. Za to właśnie Jasiołd najbardziej podziwiał „pana starszego“. Niedoświadczony młodzieniec przeczuwał raczej, niż rozumiał, że to właśnie jest dyplomacyą. Nienawidził natomiast pań działających, które nie przestrzegały żadnej zgoła dy-