Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Było mu bardzo przyjemnie mówić o pani Celinie. Jeszcze nigdy z nikim o niej nie mówił, zwłaszcza o jej piękności.
Bezwiednie zaczerwienił się od satysfakcyi, od rozkoszy chwalenia jej przed nieznajomym. Pan Granowski dorzucił zcicha:
— A strzeż się pan, żeby się przypadkiem w słomianej wdówce nie zakochać. Mąż wojuje, a nie wszystkie słomiane wdowy są Małgorzatami z Zębocina...
Jasiołd bokiem, z odrazą i niemal z pogardą spojrzał na tego starego, jak mu się wydało, gorszyciela i cynika. Nie rozumiał wyrazu — „zakochać się“ — i zdawało mu się, że ten wyraz jest synonimem czegoś wstrętnego, jak zdrada, szpiegowanie, kradzież. Rzucił niemal impertynencko wyrazy:
— Dobrze. Będę się strzegł, żeby się nie zakochać. To byłoby zresztą trudne, bo pani Celina to prawdziwa Małgorzata z Zębocina.
— Czy tak? Jakże się cieszę! Zato porucznik Śnica należy do tego samego typu, co wojownicy króla Śmiałego.
— Nie wiedziałem o tem... — mruknął Jasiołd wyniośle.
— A zkądżeby pan mógł wiedzieć o postępkach tego człowieka? To człowiek samodzielny, nadzwyczajny.
— Jakto nadzwyczajny?
— Nadzwyczajny, panie. Później może go pan pozna ze stron rozmaitych, a wtedy przypomni sobie pan to określenie.
— Wątpię, czy będę miał sposobność obserwo-