Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zwalczałem metody pańskiego myślenia, a raczej nałóg myślenia zbiorowo, tłumem, kupą, gromadą, rotą, batalionem. Trzeba myśleć samemu, nie tak, jak każe „nasza partya“, albo nasz były batalion.
— Ja myślę sam ze siebie, ale myślę tak samo, jak mój dawniejszy batalion, bo my wszyscy myślimy dobrze, — oczywiście w tych sprawach, o których mowa.
— No, co tam! Nie chcę przecie burzyć fundamentów i szczytów pańskiego myślenia. Jestem człowiek doświadczony i chciałem panu, że tak powiem, przyjść z pomocą. Jeżeli to nie dogadza, zapomnijmy o propozycyi.
— Tak, tu jest jedyne wyjście.
— Dziękuję za odpowiedź. Jakże się panu wydał porucznik Śnica! Pan go dawniej nie znał?
— Nie. Wczoraj dopiero pierwszy raz go zobaczyłem.
— Miły człowiek. Nieprawdaż?
— O, tak. Bardzo miły człowiek.
— To pan żonę tego oficera, panią Śnicową, znał dawniej, niż męża?
— Mieszkam przypadkowo nad lokalem tych państwa. Potrzebowali tam pewnego razu usługi mojej, więc się zapoznałem.
— Pana Śnicy nie było wówczas w Krakowie?
— Nie było.
— Ja tę rodzinę znam dawniej, z Włoch. Piękna to kobieta, nieprawdaż?
— O, tak! — rzekł Jasiołd z najgłębszem przekonaniem.