i napodziwiać zarazem. W ciągu krótkiego stosunkowo czasu porucznik Śnica zżył się ze swymi żołnierzami i podkomendnymi. Oni również, te zdrowe i silne andrusy krakowskie, galicyjskie żydowiny i lwowskie baciary, od czasu śmierci kapitana kompanii który padł w jednej z pierwszych potyczek, zżyli się ze swym porucznikiem i dociągnęli do miary jego miary i pasyi. On wiedział, co ze swymi chłopcami może zrobić, a oni wiedzieli, co on zrobi w danym wypadku, ile „się da“, a ile znowu „nie popuści“. Wkrótce półkompania, stu dwudziestu kawalerów i dowódca, stali się, jako smyczek i skrzypce. Jeżeli porucznikowi wypadło oddalić się na krótko z jakowychś wojskowych przyczyn od swej dwuplutonówki, wracał wnet z ukontentowaniem do swych nygusów, „do domu“. „W domu“ witano go ze szczerą uciechą, choć ta i łoił batem za przewinienia, aże skóra trzeszczała. Przebywanie wciąż na otwartem powietrzu, nocowanie w szczerych polach, marsze i obozowiska wśród obrazów powiśla małopolskiego, zarówno pod względem fizycznym, jak duchowym wzmocniły naturę komendanta. Nigdy jeszcze nie czuł się tak lwio zdrowym, rzeźwym, chyżym, żądnym życia, zwinnie sprężystym, zdolnym do chodu naprzód i skoku przez wszelką przeszkodę, — jak wówczas. Obrazy, sceny, wspomnienia, mnóstwo zjawisk, zwijające się w zwięzłe symbole zostawały gdzieś w pamięci, tworząc podstawy twórczości nowej, której, jako artysta, nawet nie przeczuwał w sobie dotychczas. Od dwu tygodni los wojny rzucił go w miejsce zapadłe i przygwoździł niejako do pewnego wzgórza nad szerokim
Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/172
Wygląd