Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go osaczyć niepostrzeżenie, oplątać niby to dobrodziejstwem, — a właściwie opłacać sowicie, — w ten sposób niwecząc grube z jego strony zamysły szantażu. Konieczność ciągłego obcowania ze Śnicą i rozpostarcia w ten sposób nad nim dozoru, aczkolwiek wstrętna nie do zniesienia, wynikła logicznie z nieodzownej potrzeby wywiadu, co on właściwie o zapisie może wiedzieć, — w jakiej formie od Xenii o nim słyszał i jakie są wogóle jego szantażowe walory. Należało to wszystko w ciągłym kontakcie osobistym wyśledzić aż do ostatniej niteczki, dotrzeć do prawdopodobnej, lecz dopiero na mocy dowodów i badania niewątpliwej bezpodstawności uroszczeń, i wówczas, jako bezsilnego szantażystę, zniszczyć bez miłosierdzia, zgładzić, jak plugawego a natrętnego szczeniaka.
Malarz wprowadzony został z salonu do gabinetu pana Granowskiego. Chwila oczekiwania była celowo przedłużona, ażeby przybysz mógł nabrać respektu dla wspaniałości urządzenia. Minąwszy próg gabinetu, Śnica poślizgnął się na lśniącym parkiecie, co właścicielowi willi sprawiło niemałą przyjemność. Gdyby się był zwalił na ziemię, ta przyjemność byłaby podwójną. Był to dobry prognostyk i oznaka materyalna pewnej słabości franta. Pan Granowski miękkim gestem, łaskawym ruchem ręki wskazał malarzowi fotel naprost okna, a sam cofnął się za swe wspaniałe biuro. Okno było otwarte i w niem, jak obraz, widniała Florencya. Pole marsowe dzieliło od niej widza w ten sposób, iż wznosiła się na tle jasno-zielonem. Wieża Giotta zdała się być utkaną z aksamitu, a radość kopuł pokryła miękka łagodność mgły oddalenia.