Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ech! Obmierzły kaznodzieja. Co za styl!
— Moja miłość większa jest, niż może być moja rozkosz, niż samo szczęście. Jedyna, najdroższa!
— To jest święta prawda, jak teraz widzę, którą mi tutaj wykładał jeden obwieś, że najlepsi, „porządni“, to są i najgorsi. Il n’y a pas des pires que les hommes honnêtes... Tak powiedział.
— Będziemy teraz rozmawiać o czem innem.
— Mianowicie?
— O ojcu.
Natychmiast sposępniała, zrobiła się inna, nachmurzona i smutna.
Nienaski mówił:
— Proszę, niech mi pani szczerze wszystko opowie.
— Mój ojciec siedzi teraz w więzieniu... — rzekła posłusznie.
— Za co?
— Wciągnęli go w oszukańcze interesy. Handlował tutaj wciąż temi biżuteryami. Jeden żyd ukradł brylanty, które ojciec razem z tym żydem wziął do sprzedania. Ten żyd uciekł do Ameryki, czy do Australii, a ojca osadzili w więzieniu.
— Gdzież siedzi?
— Aresztowali go w Saint-Malo, gdy już wsiadał na statek do Anglii. Teraz go tutaj przewieźli.
— Pani widuje się z ojcem?
— Widuję.
— Czy broni go jaki adwokat?
Xenia westchnęła z głębokim smutkiem.
— Teraz już nie! Był ten...