Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/126

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    — Gdzież miałam mieszkać? W hotelu? Sama jedna? Toż mieszkałam i wiem, co to znaczy. Sama wśród najrozmaitszych chłopisków w hotelu. Ona mi odnajęła pokój i jesteśmy przynajmniej we dwie.
    — A wybór trafny, wyznaję!
    — Żeby pan wiedział! Jest dla mnie bardzo dobra, choć obdziera mię porządnie na jedzeniu... Nie ma pan pojęcia, jaka ona jest mądra i sympatyczna, o wszystkiem wie, w każdej rzeczy umie poradzić.
    — Czyżby jeszcze lepiej, niż pani Żwirska?
    — W innym rodzaju. Lenta jest bogata i może sobie na wszystko pozwalać, a ona jest biedna, nieszczęśliwa, ma syna, który się wychowuje na wsi u chłopów. Musi za niego płacić grube sumy tym chamom. O, pan nie ma pojęcia, ile kobieta musi się nacierpieć... I żeby też pan powiedział otwarcie choć tyle, gdzie się to pan codziennie podziewał o tych samych zawsze godzinach! Naprzykład — te spacery w Métro do jednej willi w Passy...
    — Któż to mię aż tam szpiegował?
    — Był taki. Ale niech mi pan na to odpowie!
    — Nie odpowiem, dopóki mi pani nie wytłómaczy, kto mię śledził.
    — Jedna tam...
    — Ta może Niemka w zrudziałym kapeluszu i zielonej salopie?...
    Xenia wybuchnęła śmiechem i długo nie mogła się uspokoić.
    — Ciekawym, poco to było robione?
    — A poco! Chciałam przecie napewno i detalicznie wiedzieć, kto u pana bywa, czy pan przyjmuje