Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 02 - Zamieć.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Stary jestem... — rzekł z rezygnacyą, zamykając tę nieprzyjemną kwestyę.
Nienaski patrzał w niego uparcie, z nieustępliwym uśmiechem.
— Panu nie żal naszego kraju? — zapytał.
— Nigdy nie pozwalałem sobie na takie wzruszenia, jak żal. Są to wzruszenia ludzi bezpłodnych. Kto pachnie żalem, jak kokota perfumami, ten napewno cuchnie od egoizmu, jak tamta od brudu. Żałowanie na głos podobne jest dla mnie do metody życia owych starych kawalerów, co to zbyt wiele wydają swej siły, a gdy nadejdzie czas łożnicy małżeńskiej, nie mają już co wydawać.
— Surowe słowo... Będę i ja szczery! Czy ta opinia nie znaczy także, że pan miał zawsze serce twarde? Gdy teraz należałoby coś z niego wydać, nie chce nic wydać, bo to — przepraszam za słowo! — kamień. To niesłuszne twierdzenie, ażeby człowiek mógł, albo nie mógł pozwolić sobie na uczucie. Uczucie jest, albo go niema. Jeśli go niema, to darmo twierdzić, iż na tem miejscu jest coś lepszego, niż uczucie. Jeżeli jest co lepszego, niż dane uczucie, to uczucie wyższe, lepsze. Uczucia bowiem mocniejsze są, niż wszystko. Człowiek nadludzki, Leonardo da Vinci, mówi, iż każdy czyn poczyna się w uczuciu. A on wiedział lepiej od nas wszystkich, jak są te sprawy.
— Jeżeli i pan tak mówi — grzecznie uchylił się bogacz — być może, iż jestem w grubym błędzie. Jednakże jestem i pozostanę, bo tak muszę, człowiekiem spokojnym, beznamiętnym i zrównoważonym.