Na początku września tegoż roku Borowicz, jako już młodzian »dojrzały« i cywilny, przybył do Klerykowa z wakacji niby to w celu załatwienia jakichś spraw koleżeńskich, nie cierpiących zwłoki. Ogorzała twarz jego była chuda, wzrok mu płonął. Od wyznania w parku miłości spojrzeniami, bez słów, nie widział »Biruty« ani razu. Napróżno szukał jej wszędzie, napróżno czatował po rogach ulic, w bramie sąsiedniej kamienicy, w parku, u ścian gimnazjum żeńskiego, we dnie i nocami. Zginęła dlań, jakby się w ziemię zapadła. Wiedział tyle tylko, że jest w Klerykowie i że zdaje na patent dojrzałości. Egzamina pisemne i ustne, wręczenie świadectw, uczta pożegnalna, zdjęcie mundurów, ostatni dzień i ostatnia noc w Klerykowie — wszystko to minęło dla niego, jak nierzeczywistość, luźnie tycząca się jego osoby. Wakacje spędził w domu u ojca, który zapadł był bardzo na zdrowiu. Marcin musiał prowadzić całkowite gospodarstwo folwarczne, pilnować sianokosu i żniw. Gdy już wszystko sprzątnął, wyrwał się z domu na kilka
Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/301
Wygląd