Strona:PL Stefan Żeromski - Syzyfowe prace.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leńkie uczynki i lękliwe półwyrazy wywierały wrażenie. Prawie każde z tych słów było jak biblijne ziarno, upadające na bujną rolę. Z nastaniem nowej ery wszystkie mosty zostały spalone i znajomości zerwane. Miny nauczycieli oportunistów, mówiły wyraźnie: liczcie, o młodzieńcy, na siebie tylko, róbcie, co się wam żywnie podoba, albowiem my strzec musimy naszych posad, niby oka w głowie.
I tak się stało.
Dyrektor Kriestoobriadnikow wraz z inspektorem Zabielskim była to para polityków nietuzinkowych. Ani pierwszy, ani drugi, nie wszczynał grubijańskich awantur z rodzicami i nie prześladował uczniów. Jeżeli ostatnich łapano za pomocą groźnego aparatu, to nie w tym jednak celu, ażeby wymierzać tyrańskie kary. Winę zawsze darowywano, a gdy trzeba było ukarać, — czyniono to w sposób tak wyrozumiały, taką okazywano pobłażliwość, ażeby młodzian nie czuł na sobie tyrańskiego bicza, lecz miłującą rękę ojca. W razach, kiedy zdarzał się spór między uczniem i nauczycielem Polakiem, dyrektor i inspektor stawali zawsze i bezwarunkowo po stronie ucznia, zmniejszali winę, a gdy niepodobna było inaczej, wypraszali u nauczyciela Polaka odpuszczenie kary.
Tego rodzaju taktyka wywarła na młodzież wpływ niejaki.
Uczniowie drżeli przed nowym zarządem, ale jednocześnie czuli za sobą mocne plecy w walce z Nogackimi, Wielkiewiczami i t. d. Kierownicy gimnazjum nie poprzestali zresztą na reformach w obrębie murów szkolnych. Byli to patrjoci, jak się powiedziało