Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sposobu. Zakochany musiał co chwila trzeźwić się z omamień i przypominać sobie, że nie do Tereni jedzie, że z za tej mgły nie wychyli się dom jej kochany...
— A co tam, Józefie, dobrego słychać w Radostowie? — zapytał po długiem rozmyślaniu, od czegoby zacząć rozmowę i tak ją chytrze pokierować, żeby jakąś wiadomostkę o Tereni usłyszeć.
— W Radostowie? a cóż tam może być słychać nowego, proszę pana... — odrzekł furman, odwracając się bokiem do Ulewicza.
— Byliście tam w tych czasach? Z panią może?
— A jeździła nasza pani, nawet dwa razy.
— Zdrowi tam wszyscy... nie wiecie?
— A... Bogu dziękować.
— Pani Zabrocka zdrowa? — zagadnął Kuba, zdaleka dążąc do celu.
— Jużci zdrowa musi być. Nie widziałem samej wielmożnej pani. Pana Zygmunta tom widział, bo chodził po gumnie.
Kuba wstydził się tych indagacyj. Za nic na świecie nie chciałby był zdradzić swych uczuć przed chłopem, a tak gorąco pragnął usłyszeć o narzeczonej jakiś, choćby obojętny, szczegół, choć wymówione jej imię. To też zadał furmanowi dosyć niedorzeczne pytanie:
— Nie słyszeliście, Józefie, panna Teresa nie idzie za mąż?
Chłop milczał przez chwilę, — potem zasiadł się mocniej w siedzeniu i mruknął:
— Nie, nie słyszałem.
Kubuś zamilkł, widząc, że nic mu z tego wszyst-