Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to, wcale na syna nie patrzał, to też Kubuś domyślił się tylko, że to mowa o młodym elegancie.
— Tata znowu ze mną zaczyna, — zaperzył się pan Zygmunt. Już tacie tyle razy mówiłem, żebyś tata ze mną nie zaczynał i dał mi święty pokój, do wszystkich djabłów!
— Przecie, mój panie, ten głąb już mi łysieć zaczyna, — mówił uroczyście do Kuby pan Zabrocki. Nęka dziewczyny w całej gminie, ale to w całej gminie, i żeby panu palcem o palec uderzył od czasu, jak go wyrzucili z trzeciej klasy...
— Nie trzeba było skąpić na łapówkę dla Szulca, tobym się był nie «zerżnął» z łaciny! — zawołał pan Zygmunt. Sameś tata winien!
— Gdzież pan myślisz starać się o to miejsce na jakiej drodze, jeżeli wolno zapytać?
— Na petersburskiej, — wypalił Kuba bez namysłu.
— Dobra myśl, bardzo dobra...
Wózek począł się wdzierać na strome wzgórze i zajechał przed ganek dworu w Radostowie. Na spotkanie przybyłych wybiegła osóbka niska, brzydka, podstarzała i sterana. Kubuś dowiedział się wkrótce, że to była panna Tugend, niegdyś guwernantka, a obecnie towarzyszka panny Teresy. Ona głównie z panią Wzorkiewiczową usiłowała bawić go, gdyż piękna panna nie brała jakoś w rozmowie udziału. Siedziała pod oknem i tylko ukradkiem śledziła postać Kubusia i jego ruchy. Skoro wytoczył się z kancelaryi papa Zabrocki, przybrany w pantofle i stary surdut, wszyscy umilkli