Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego razu studentowi udało się zręcznie zalecić Jakóbka, z którym czasami korespondował. Działo się to w czasach takich, kiedy jeszcze młodzi kamraci nie byli kupami wyrzucani z urzędów, czyli w czasach nietyle odległych, ile odmiennych od chwili obecnej tak wyraźnie, jak epoka nasza odmienną jest od miocenicznej. Wielki urzędnik kazał Jakóbkowi przez studenta podać skrypt, zwany dokładnaja zapiska i wkrótce potem dał mu miejsce w Banku z pensyą 35 rubli na miesiąc. Z dreszczem radości w sercu puścił się Ulewicz do Warszawy... A teraz, gdy leżał bezwładnie na łóżku, tak nienawistnie ową chwilę przeklina!
Przez półtora roku wzorowo służył w Banku i zarobił na przyjaźń kolegów biurowych, a nawet na życzliwe uśmiechy zwierzchników.
Nagle, jak piorun, wypadło nieszczęście.
Od dawna zauważył, że jeden z naczelników, Moskal przewrotny i intrygujący, zwraca na niego uwagę.
Ilekroć spotykali się na korytarzach, Kuba czuł na sobie wzrok zimny, bezlitosny i złowieszczy. Stopniowo zaczął obawiać się tej postaci. Nieraz w toku zajęć, czytania, wesołej pogawędki nieświadome myślenie wynosiło z mroku tę twarz suchą z rzadkim, szarym zarostem i z trupim uśmiechem groźby na wąskich wargach. Z tej głuchej obawy wyrosła nienawiść i idące po jej tropach nieodstępne złe przeczucie. I nie zawiodło... Jak się później okazało, ów Moskal był śmiertelnym nieprzyjacielem Jakóbkowego protektora. Pewnego razu zaszła okoliczność taka, że Ulewicz mu-