Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wspaniała kolekcya porozbijanych rurek, fiol, kolb, retord, palników i słojów, a nadto wytarta do ostatniego włosa szczotka do butów. Na szczycie pieca piętrzyła się barykada z «artykułów», drukowanych w postępowych tygodnikach, pożyczonych przez rozmaite osoby w różnych miejscach miasta Warszawy, prawdopodobnie z zapewnieniem szybkiego przeczytania i zwrotu nie mniej pospiesznego. I nic już więcej nie było w tym pokoju oprócz zgniłego powietrza, które, jak tajemnicza zmora, wdzierało się przez otwarte okno, płynąc ze śmietników i oprócz poczucia nędzy. To ostatnie nadawało przedmiotom ów wyraz zagadkowy i złowieszczy, który tak nękał Kubusia. Nauczony przez biedę czuł on w sobie tę pewność, która zresztą istniała w nim nie w postaci myśli sformułowanej, ale raczej jako bojaźń nerwowa, że ani na całym świecie, ani nawet we własnym mózgu, zmysłach i ciele niema żadnego punktu oparcia, żadnej gwarancyi posiadania, żadnego prawa własności, że wydany jest na łup przypadków, pędzących w chaosie, z których jedne uderzają jak tępe kije, inne palą jak płonące żagwie, inne kalają jak bagno, albo zamierzają się jak wrogowie i w chwili śmiertelnej trwogi omijają z chichotem, pogrążając całe jestestwo w tym większym upadku. Okrutnie cierpiał, czując, że człowiek na ziemi nie wie dnia ani godziny, że dzięki długotrwałym głodom i dzięki wynikającym z nich prawom, które gdzieś w nieznanych głębiach pracują bez ustanku, utracić może niepostrzeżenie wzrok, słuch, władze chodzenia, kochania kobiet, zdolność trawienia i logicznej kalkulacyi, nie przestając być sobą, które wie, oraz nie wyz-