Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Rozdziobią nas kruki, wrony.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
19 maja.

Zdaję egzamin na podoficera, mustruję tedy żołnierzy i mam ręce tak sforsowane od wykonywania ruchów karabinem, że pisać nie mogę. Upał... Za chwilę trzeba iść znowu. Zeusie! jakże to wszystko jest niezabawne...


∗             ∗


24 maja.

Jestem podoficerem! Nareszcie mogę wcale nie chodzić na mustry. Wyspałem się dziś, jak odyniec. Teraz nic nie będę robił! Zanim się zaczną przygotowania do egzaminu oficerskiego i zanim nadejdzie czas manewrów, będę próżnował absolutnie, powstrzymam się nawet od pisania tych notatek. Niech tam wszystko jasne pierony spalą! jak ma zwyczaj deklamować pewien mój znajomy, piwowar z zawodu. Przed południem spałem w lesie na tak zwanem cmentarzysku Jadźwingów. I Jadźwingów niech pierony spalą! Wszystko mi jedno! Po południu idę natychmiast spać w zboże. Legnę w pierwszej lepszej bróździe żyta i zabawię się tym porządkiem do wieczora. W owsie spać nie myślę, bo gotów mnie wytropić jakiś «cham» i poczęstować kołkiem. Jutro znowu pójdę na cały dzień spać w żyto. Ja jestem zupełnie osobno, a cały tak zwany świat zupełnie osobno. Niczem się nie będę zajmował, żadnymi tak zwanymi ludźmi...


∗             ∗