Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wet wył z rozpaczy. Widział wciąż światło w dalekim dworze Leńca i po sto tysięcy razy powtarzał sobie, że nigdy tam już noga jego nie postanie. Oto tam teraz Laura i ten człowiek śmieją się z niego, jak on swego czasu, pławiąc się w szczęściu, drwił z Barwickiego. Któż wie, może to tamten teraz zacznie powiększać światło przyćmione, żeby mu w tym stogu siana ciemno zbytecznie nie było. Przy świetle tamtego figla świetlnego widział swoje nieszczęście. A nie szło teraz samo. Jak to jest we zwyczajach ludzkiej niedoli, która, jak wilk, jest samoistnem zwierzęciem, lecz lubi chadzać w stadzie, obskoczyło go stado. Wyszły nań z tej nocy wspomnienia: śmierć Karoliny i zbrodnia głupowatej Wandy. Dlaczegóż to zginęły dwie tamte? Dlatego, ażeby Laura mogła być teraz z Barwickim. O, rozpaczy! Cezary zobaczył swoje rozkosze z Laurą, kiedy to każde usta po dwa języki rozkoszy mieściły w sobie, i czuł, czuł wszystkiemi naraz zmysłami, obłędem rozumu i męką duszy, że ją nazawsze utracił. Kto, u dyabła! podźwignął jego rękę ażeby on nią uderzył Laurę! To ta Karolina zadała szpicrutą cios w twarz Laurze! Jakżeżby sam dokonać potrafił takiej ohydy, takiej zbrodni, tak nędznego plugawstwa! Bić w twarz szpicrutą, mdłą słabą kobietę! Bić Laurę! Bić tę, która miliony pocałunków złożyła na jego ustach! Bić te usta! O, nędzo, o, hańbo! Bić ją dlatego, że zasłoniła sobą człowieka od uderzeń twardą, ołowianą kulą w ciemię, — kimkolwiekby był ten człowiek! Ten człowiek nie miał w ręku żadnego narzędzia obrony. Słaniał się. Do dyabła! Horror! Cezary wił się w swej jamie z siana i zatykał sobie pię-

273