Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z przodu przyszyć sobie jaką falbankę dla ozdoby. Jeżeli można takie chwaściki pod brodą, to można i falbankę u dołu.
— Nie bądźno zbytnio złośliwy!
— Co mówisz? Albo zdejm te wszystkie księże kokieterye i wdziej frak, albo noś i na balu kapotę do ziemi, jak inni księża.
— Nie bądźno, Hipek, zbyt radykalny! Nie urodziłeś się i nie wyglądasz na Woltera.
— Już jest — Woltera! Kto ośmieli się kpić z ich kokieteryjnych chwaścików, któremi deprawują serca ziemianek, ten już jest poplecznikiem Woltera.
Spór się przerwał, gdyż zaturkotały głucho koła pojazdu z drugiej strony »Aryanki«. Trzej, narzuciwszy paltoty, a szyje otoczywszy szalami, wskoczyli na siedzenia. Jakiemiż to słowy wyrazić cię, szczęście zdrowej młodości, gdy się djabelnie tęgiemi końmi jedzie na bal ziemiański w Polsce! Chłodna noc i wilgotne jej podmuchy owiewały rozmarzone głowy. Silne podniecenie, tęga erupcya niezwalczonej siły zdawała się ponosić, chyżej, niż parskające konie ku dalekim — dalekim światłom między ogołoconemi już drzewami. Lekkie, wesołe, a niekoniecznie przystojne piosenki sfruwały z warg młodych paniczów.
— Nastuś, braciszku, ty masz zamiar dzisiaj tańczyć? — pytał Hipolit.
— Tańczyć? To będzie zależało...
— Będzie zależało. A czy wam wolno jest tańczyć? Z kobietami?
— Słuchaj-no, — zobacz lepiej, czy masz w kieszeni chustkę do nosa.

227