Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panna Karolina Szarłatowiczówna, która bywała w mieszkaniu rządcostwa, przyniosła wiadomość o tęsknocie Wandzi Okszyńskiej za fortepianem, szeroko rozłożyła tę wiadomość przed zgromadzeniem w tak zwanym »pałacu« i odpowiednio ją uświetliła. Ksiądz Anastazy, ciotki Aniela i Wiktorya, i wogóle wszyscy domownicy, poczęli domagać się niezwłocznego dopuszczenia muzyczki do »pałacowego« fortepianu, który pod swym pokrowcem zapomniał już poniekąd, że jest jakimś tam muzycznym instrumentem i przyzwyczajał się zwolna do roli mebla cennego, lecz gruntownie nieużytecznego. Pani Wielosławska nie bez pewnej opozycyi ustąpiła. I oto panna Wanda Okszyńska dorwała się do fortepianu. Wolno jej było odwalać swą sztukę pod następująceni kondycyami: 1) przed obiadem; 2) gdy niema gości; 3) gdy nikt nie jest cierpiący; 4) gdy nikt nie śpi; 5) gdy wogóle nikt nie zaprotestuje.
Hipolit i Cezary, powróciwszy na swej linijce ze śniadania u pani Laury Kościenieckiej, wchodząc na ganek, usłyszeli w salonie pysznie oddany Polonez A dur Szopena. Ksiądz Anastazy, który już dawno wstał i — »kiedy-kiedy odprawił mszę świętą« — w kościele parafialnym wsi włościańskiej Nawłoć Dolna, a teraz dawał baczenie na przygotowania do obiadu, będące właśnie w toku pod przewodnictwem Maciejunia, — objaśnił przybywających, kto gra i rozpowiedział całkowitą historyę o pannie Wańdzi. Zalecił, żeby tej osóbce nie przeszkadzać, nie zaglądać do salonu wogóle, a natomiast usiąść sobie grzecznie w stołowym pokoju i wypić rozważnie przed obiadem, co tam Ma-

176