Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był pijany, ale nie winem. Pierwszy to pewnie raz od śmierci rodziców miał w sercu radość, rozkosz bytu, szczęście. Było mu dobrze z tymi obcymi ludźmi, jakby ich znał i kochał od niepamiętnych lat. Wszystko w tym domu było dobre dla uczuć, przychylne i przytulne, jak niegdyś objęcia rodziców. Wszystko tu było na swojem miejscu, dobrze postawione i rozumnie strzeżone, wszystko pociągało i wabiło, niczem rozgrzany piec w zimie, a cień wielkiego i rozłożystego drzewa w skwar letni. Żadne tu myśli przeciwne, nieprzyjazne przeciwko temu dworowi nie powinnyby się były rodzić. A jednak, gdy powrócił do pokoju stołowego, żal mu ścisnął serce. Świeże powietrze odurzyło go, a nowe kielichy starego wina uderzyły do głowy. Zapłakał, gorzko zapłakał. Chwycił po pijanemu Hipolita za szyję i namiętnie szeptał mu do ucha:
— Strzeż się, bracie! Pilnuj się! Za tę jednę srebrną papierośnicę, za posiadanie kilku srebrnych łyżek, cisami, wierz mi, cisami, Maciejunio i Wojciunio, Szymek i Walek, a nawet ten Józio, — Józio! — wywleką cię do ogrodu i głowę ci rozwalą siekierą. Wierz mi! Ja wiem! Grube i dzikie sołdaty ustawią cię pod murem... Nie drgnie im ręka, gdy cię wezmą na cel! Za jednę tę oto srebrną cukiernicę! Wierz mi, Hipolit! Błagam cię...
— Co on chce? — pytał ksiądz Anastazy. — Srebrnej cukiernicy chce? Bierz, bracie, Czaruś, — bierz ją! Chowaj do kieszeni! Oby ci tylko wlazła!
Koło stołu już było luźniej. Pani Wielosławska pociągnęła syna Hipolita do swego pokoju. Dwie ciotki, widząc, że humory są już niezwykłe, wysunęły się

143