Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obecny tutaj mój przyjaciel Baryka jest, jakby to powiedzieć? — prawie bolszewikiem.
— Tak? Pan? — zdziwiła się owa panna Karolina, mierząc gościa ostrem od stóp do głów spojrzeniem.
— Żarty! — mruknął Baryka.
— Jeszczem też normalnego bolszewika na oczy nie widziała...
— A coś ty widziała »na oczy«, Karolino, dziewczę z pałacu białego na Ukrainie?
— Jeszczem widziała oborę od strony twojego pałacu i pałac od strony twojej obory.
— Muszę ci wytłómaczyć, Cezary, że panna Szarłatowiczówna, tu obecna Karolina, — takie imię chrzestne, — a no trudno! — defekt, — utraciła dobra swe ziemskie na Ukrainie, skoro tylko bolszewicy się narodzili. Była bowiem na pensyi w Warszawie, uczyła się geografii, algebry, — tak! — i stylistyki, kiedy jej dobra zabierano. Teraz zarabia na kawałek chleba. Karolina Szarłatowiczówna kury maca w Nawłoci.
— Twoje kury, wielki magnacie!
— Jest to przenośnia, właśnie stylistyczna, — wmięszał się do rozmowy młody księżulo, jest to pars pro toto. Karolcia zajmuje się nie tylko kurami...
— Ale i gęsiami... — dorzucił Hipolit.
— O, zaraz gęsiami, gęsiami!... — gorszył się młody księżyk.
— A czyż się nie zajmuje gęsiami, krowami, cielętami, źrebiętami?... Stęskniłem się za nią, mój drogi pomidorze. Nieraz, — Cezary świadkiem! — leżąc w rowie, zaczynam marzyć i wyrażam słownie marze-

136