Strona:PL Stefan Żeromski - Przedwiośnie.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś płatał. Wybijał szyby Tatarom, wdzierał się na płaskie dachy domów i, niewidzialny, strzelał z procy do domowników. Tam wywiercił dziurę w ścianie domu, tyłem odwróconego do ulicy, ażeby przez otwór przypatrywać się »żonom« milionera muzułmanina, chodzącym po bezdrzewnym ogródku bez czarczafów, czyli jedwabnych zasłon na twarzach, — tu zorganizował nieznośnemu belfrowi kocią muzykę. Nocą, bez celu i sensu wałęsał się po nieskończonym bulwarze nowego miasta, albo poprostu, jak bezpański pies, ganiał po zaułkach, po wąskich i stromych uliczkach starego, uwijał się w porcie, w brudach i czadach »czarnego miasta«, lub między wulkanami, których kratery wyrzucają słone błoto. Ta konieczność włóczenia się, bezcelowego cwałem wyrywania z miejsca na miejsce stała się nałogiem i pasyą. Nie mógł usiedzieć. Nadto — gry. Gry w piłkę, w pasek, w jakieś kamyki, »kiczki«, w wyświechtane gruzińskie kostki. Próżniacze dnie Cezarego napełnione były jednak niebylejakiemi pracami. Uczył się roli do teatru koleżeńskiego o treści rozbójniczej, który miał być odegrany sekretnie w zburzyszczach starych bakińskich fortalicyi. Budował wraz z innymi skrytki w skalnych pieczarach i w labiryncie starych murów, w celu przechowywania zakazanych książek, nieprzyzwoitych wierszy Puszkina i innych pornografów. Tamże leżał w ukryciu pewien wiekowy rewolwer bez naboi i przechowywany był ozdobny gruziński kinżał, którego ciosy jeszcze »na razie« dla nikogo nie były przeznaczone. Zarówno rewolwer, jak kinżał, owinięte w kolorowe bibułki i częstotliwie przewijane, czekały cierpliwie na swoje losy. Tymczasem urządzano na-

16