Strona:PL Stefan Żeromski - Promień.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mowna śpi na dobre, Raduski wszczął tajemnicze konszachty ze starszą panienką, którą przedtem oprowadzał po peronie stacyi Morysów. Dziewczynka rzucała pytające wejrzenie to na swą opiekunkę, to na Raduskiego, na śpiącą obok pasażerkę, wreszcie na prawą dłoń swoją, w której coś trzymała. Twarz jej naprzemiany płonęła i bladła, szeroko rozwarte oczy wyrażały głęboki niepokój. Za chwilę wszystko to w niej jakby przycichło. Zsunąwszy się na ziemię, dziewczynka ta zbliżyła się nieznacznie do śpiącej, stanęła bokiem i, nie podnosząc rąk, wsunęła jej między splecione dłonie papierową trzyrublówkę. Wykonała to tak zręcznie, że nikt z obecnych nie zauważył tej operacyi, a staruszka w dalszym ciągu spała bez odmawiania sobie nawet kowalsko-mazowieckich melodyi chrapickiego. Obiedwie siostry przytuliły się teraz do siebie i strzygły oczyma, śledząc każdy oddech, każdy ruch śpiącej. Kiedy niekiedy jedna z nich trzęsła się na znak, że ta «pani» już się budzi. Wtedy druga uciszała ją nakazującem podnoszeniem brwi i mową oczu...
Raduski wyszedł cichaczem z wagonu, stanął na jego platformie, wsparł się łokciami o gruby pręt żelaznej balustrady i patrzał w krajobraz. Naokół stały otwarte, płaskie pola. Śniegi leżały tam jeszcze głębokie, ale już zestarzałe i jakby zniszczone. Zaspy porozrzucane przez dawne burze, zmiękłe do głębi w odwilżach, wystygłe w mrozach, jak daleko wzrok sięgał, zasmucały widok nieruchomemi formami. Ostre grzbiety skib roli, jesienią uprawionej, widać już było gdzieniegdzie. Dzikie wichry lutego zdarły z nich nietylko śnieg, ale rozbiły i zdmuchnęły grudy piachu. Na ca-