Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tarnowskie Góry, skoczyli my na nich z ukrycia. Piki, szable, sztucery, co kto miał — wszystko w kupę — i bij, zabij! Nawetem sam skrobnął z konia piechura szabliskiem, że aż nogi zadarł. Ale gdzież to! Komendant ich, jak tylko zobaczył, że nas tyla ruchawki, jakże ci nie wrzaśnie na nich po swojemu! A to, widać, tresowane, jak pudle... Odrazu sformowali w szczerem polu czworobok — i ani weź! Jakże hycle nie wyrżną do nas! A niechże to wszyscy dyabli! Cóż za szelmowski ból, jak rypnie w rękę! Ale i nas złość wzięła. Będziecie tu do nas, jak do zajęcy na stanowisku... O, pludry! Nie chwalący się, jak skoczymy naprzód z kupą rycerstwa, a choćby ot i z Pawełkiem, sąsiadem, Kuleszyńskim! Jak zaczniemy łupać we łby! I nie my jedni. Kto miał konia tęższego.. a mógł go spiąć ostrogami, rzucić się w szereg, abo, czy ja wiem, był odważniejszy, czy co, to spłatał Niemców dowoli, no i dostał za swoje. Czternastu ich ta leży po mieszczanach, we dworach i tu w Siewierzu. Ośmiu na zagonach zostało. My jeszcze, dziękować Bogu nie najgorzej na tej aferze wyśli. A kto miał konia ścigłego i nie czekał, to jakoś wyszedł na cało...
To mówiąc, powtórnie wskazał oczyma dowódców.
Tymczasem drzwi się otwarły i z miną marsową, tęgą i w miarę wyniosłą wkroczył Jarzymski. Odrazu go otoczono zwartem kołem. Krzyk się wzmógł. Jeden z oficerów, mocno już cięty, aczkolwiek nie od pałasza, wychodził z izby sąsiedniej, wołając:
— Kapitanie komendancie, obowiązkiem to jest twoim, żebyś się nam wystarał o drugi bilard — czy to nie skandal?