Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo dobrze... — rzekł Jarzymski.
Rafała uśmiech ogarniał, ale i złość na Krzysztofa buzowała w nim, jak ogień. Niemiłe uczucia wzbudziło w nim to spotkanie. Coś trupiego wyłaziło, jak z pod ziemi...
— To jednak musi być ogromna satysfakcya tak szybko wykierować się na dygnitarza... — rzekł, patrząc Jarzymskiemu prosto w oczy.
— Ja sądzę. Oczywiście mówiło się to figurément... samemu! — odparł kapitan nie stropiony wcale i nadymając się jeszcze bardziej. Każde sto koni wybiera trzech oficerów, jak za Rzeczypospolitej. Między oficerami ktoś przecie musi być starszy, ktoś młodszy...
Otrząsnął się, wyprostował po wojskowemu i, patrząc na nich bestyjskiemi oczyma, z dobrotliwym i wyrozumiałym uśmiechem ciągnął:
— Owszem, owszem, jest to bardzo zacna myśl dosługiwać się wyższych stopni od prostego kanoniera. Pochwalam tę myśl... A nawet będę was miał w pamięci, szlachetni młodzieńcy! Potrzebujemy, ale to potrzebujemy gwałtownie, ludzi z charakterem, ludzi oddanych, którzyby szli do szeregu nie dla karyery, nie dla pięknej szlufy i brzmiącego tytułu, lecz dla służby! Przecie to i książę Józef, niegdy wódz naczelny, stanął potem do apelu, jako szeregowiec... Są to rzeczy znane... Bardzo to chlubnie świadczy o szlachetności uczuciów waszych! Bardzo!
Było mu jednak trochę nieswojo, gdy obadwaj wyprostowani, z oczyma wlepionemi w jego oczy, milczeli. Zmienił tedy nieco ton i rzekł:
— Żałuję, że w tej żołnierskiej kryjówce nie mam