Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 02.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dopiero podjechał, gdy się uspokoił zupełnie. Kiedy podróżnicy weszli do szynkowni, za ladą jej, w otoczeniu antałów i beczek, ujrzeli tylko pejsatego Żydka, tak dalece pogrążonego w medytacye, że ledwie ich dojrzał. Jednak marzące jego oczy z niechęcią i odrazą niejako zatrzymywać się poczęły na figurach młodych mężczyzn, na ich twarzy, odzieniu... Zażądali gorzałki. Przyniósł usłużnie i, milcząc, podawał, co kazali. Spożyli po kawałku chleba z serem i mięsiwem z zapasów woźnicy. Cedro był gniewny i oburkliwy. Na troskliwe pytania Rafała odpowiadał, że jest niezdrów. Teraz, po wypiciu kilku nowych kieliszków wódki, zwiesił głowę na ręce, oparł się całem ciałem na stole i drzemał, czy udawał, że śpi. Olbromski wyciągnął się na długiej ławie pod ścianą i bezmyślnie ślepiał w powałę izby. Żydek powolnym, melancholijnym krokiem, nie chcąc, widocznie, przeszkadzać panom obecnością swoją, wyniósł się z za szynkwasu. Po chwili jeszcze ciszej wrócił. Konie wprowadzone pod dach, do stajni, która stanowiła jakoby przedsionek oberży, parskając chrupały obrok.
Dość już długo trwał ten cichy wypoczynek, gdy wtem dał się słyszeć łoskot od gwałtownego zatrzaśnięcia obudwu wrótni stajennych, W tej chwili furman blady śmiertelnie rozwarł drzwi do stancyi i rzucił wyraz:
— Jogry!
Rafał zerwał się na równe nogi i chwilę stał w bezczynności, nie wiedząc, co przedsięwziąć. Ślązak huknął nań, jak na sługę:
— Drzwi tarasować!