Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/328

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    i wyszedł. Leniwie wlókł się ścieżką obok źródła i stanął tam w zamyśleniu. Nie odwrócił się, choć słyszał, że Zofka idzie za nim, podśpiewując. Sądził, że go wyminie, pójdzie sobie i da mu sposobność powrotu do altanki. Ona tymczasem poczęła wdzierać się po stromem zboczu nad źródłem, depcząc silnemi i zwinnemi nogami aksamity mchów i wielkie liście. Z radością i szczególnym entuzyazmem wołała do siebie półgłosem:
    — Książę, mój książę!
    — Co ty pleciesz? — syknął na nią zniecierpliwiony — czego ciągle gadasz o tym księciu?...
    Zofka zerwała wysoko rosnący, przyśliczny kwiat »jaskółki«. Zdaleka, z głęboką powagą i przymrużonemi oczyma, w których gorzał ogień szczery, rzekła pokazując mu kwiat:
    — To jest książę...
    Rafał zmieszał się i całkiem spłonął.
    — Spojrzyj — mówiła Zofka: — czy nie jest najpiękniejszy ze wszystkich kwiatów? Cudniejszy, niż konwalia, okazalszy, niż storczyk. Dlatego nazwałam go tak: książę. Jaśnie oświecony kwiat. Mój umiłowany, mój kwiat... Cóż z tego, że nie pachnie? cóż z tego że niema żadnego zapachu?...