Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kontenci z rządów swojego kraju przyłączą się do nieprzyjaciela. Ten, kto panuje, powinien ich mieć na oku i nie dopuścić tego połączenia się, ale owszem pociągnąć malkontentów ku sobie i siły ich obrócić przeciwko potężnemu nieprzyjacielowi, aby sam jeden był panem w kraju. Jeżeli tego nie uczyni, narazi się na zgubę, ponieważ wszystko go opuści«.
Książę, siedząc na uboczu i niby to przysłuchując się rozmowie, widział przed oczyma ów zastęp bagnetów z nad słodkich wód Piawy, jako wynik naturalny formuły Macchiavellego. Zdawało mu się, że śni, że dostrzega blade oblicze człowieka, który tak poznał sprawy ziemskie... Cóżby dał za to, ażeby z nim przepędzić jedną godzinę życia, usłyszeć odpowiedź na zadane pytania!...
W tej samej chwili ktoś z gości przysiadł się do niego i zaczął rozmowę. W trakcie jej zapytał:
— Wszak to rodak pański, adjutant Buonapartego, pierwszy nam przyniósł zapowiedź zniszczenia, deklarację wojny, lub tak zwanego pokoju. Sam jeden wszedł na olbrzymie i na złote schody, do sali cedrowej, gdzie zasiadała wszystka dziedziczna arystokracya Wenecyi?
— Rodak mój! Któż taki?
— Oficer, nazwiskiem Sułkowski.
— Czy być może?
— Tak jest.
Książe dotknięty był tą wiadomością. Józef Sułkowski był jego przyjacielem z lat obozowych. Razem niegdyś uczyli się, fantazyowali, toczyli rozmowy. Książę pamiętał go z czasów rydzyńskich... Pełen nieprzyjemnego uczucia ironii, która co chwila przeciwko niemu