Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego przeistoczyły się w strupieszały żal, podobnie, jak w trupa przeistacza się żywy człowiek. I oto rozszerzył się żal, zabrzmiał niesłychanem, zaświatowem echem, na podobieństwo głosu, rozlegającego się pod sklepieniem chrzcielnicy w Pizie. Gdzie się podziały ludy z ich wolą, czynem i sprawą? Gdzie państwa ich i królowie? Świątynia ta stała się już taka sama, kiedy Mieszko I-szy na tron wstępował. Została taka sama... Przeszli tędy rycerze, idący odbierać grób Chrystusowy. Tu, na kamieniach przedsionka, Fryderyk Barbarossa klęczał u stóp papieża. Niezliczone tryumfy weneckiego ludu nad Genuą, Konstantynopolem, Vicenzą, Weroną, Belluno, Padwą, Bergamo, Istryą, Dalmacyą, Moreą, Kandyą, Cyprem i wyspą Lemnos, nad całem carogrodzkiem morzem...
— Przeżyłeś i swą Wenecyę, święty Marku... — zaśmiał się wędrowiec, patrząc z niecną radością w mroczne głębie kościoła. — Żołdak francuski zerwał z masztów twoje szkarłatne chorągwie, wiszące w chwale od czasów Henryka Dandolo, roztrącił skrzydlatego lwa...
Poruszony do samej głębi ducha, wyszedł z kościoła. Uderzyła o, jak nieznośny ciężar, myśl o zwycięstwie francuskiem. Widział w marzeniu pustą lagunę, zalewisko zgniłych wysp, gdzie królował przypływ morza. Lud, uciekający przed dziczą Attyli, stworzył tu ludzkie siedlisko. W ciągu trzynastu wieków potomkowie tych, co tu przybyli, wbijają w muł miliony dębowych palów, na nich wznoszą blisko trzydzieści tysięcy domów, czterdzieści rynków; przywożą z dalekich gór ciosany granit, czerwony, biały i żółty mar-