Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

te książki... Na opresyę kmiecą, na kurs sprawy publicznej krwawem patrzaliśmy okiem. Każdy zaufał w szpadzie i na nią poprzysiągł. Wierzyliśmy, że cała Rzeczpospolita na naszem leży ramieniu, i że to my ją wydżwigniem. Gdym wrócił do domu i zaczął rozmawiać z ojcem, porwała mię desperacya. Ojciec stał po stronie i w szeregu tych, których na śmierć nienawidziłem. Kazał mi tak postępować, tak nawet myśleć, jak on i oni. Nastawał, żebym się zaparł samego siebie. W jednej rozmowie zelżył mię, w drugiej zagroził...
— Wiem, wiem... — jęknął Rafał.
— Słyszałeś o tem w domu? — pytał Piotr, schylając się nad nim.
— Słyszałem.
— Mama ci mówiła?
— Mama, Anusia...
Piotr oddychał szybko i ciężko... Policzki mu pałały. Prędko chodził po izbie i kiedy niekiedy rzucał wyraz, cichy jak oddech;
— Zdeptał mój oficerski honor. To nic! Ale duszę wszystką nogami... W strasznym gniewie, w dzikości wzburzenia... gdy parobków... krzyknąłem, żem oficyer, że się nie dam... wyrwałem z pochwy. Boże mój!...
Usiadł prawie bez tchu... Siedział tak, chwytając oddech piersiami prędko i z trudem. Mówił jeszcze:
— Nocą wyszedłem. Tyle już lat! Gdyśmy z Bracławszczyzny pod Grochowskim dniami i nocami ku Połańcowi... zdala widziałem naszą stronę... A potem... żeby też słowo!