Strona:PL Stefan Żeromski - Popioły 01.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na to przystać, że ów brat tajemniczy, który poza dom rodzinny gdzieś na świat się wyniósł szeroki i stał symbolem rzeczy okrytych milczeniem, grozą, rzeczy wielkich i straszliwych, mieszka oto w tak nędznym starym domu. »Toż to jest on? Piotr?« — myślał, przypatrując mu się ukradkiem. Ale jednocześnie, gdy znikała owa gruba zasłona, usunęła się razem jakby zapora dzieląca. Nienasycona ciekawość i coś innego jeszcze, nowego, bliskiego, miłego, kazało mu zapomnieć o wszystkiem na świecie. Oczy mu się świeciły, jak dwa ognie żywe.
Piotr stanął przed nim. Zaczął mówić:
— Widzisz, braciszku... Jesteś jeszcze bardzo młody i nie powinieneś może wiedzieć o tem wszystkiem, co ci wyjawiłem. Ale... któż wie, co się stanie jutro... Chciałem ci otwarcie powiedzieć, dlaczego tak dawno u was nie byłem, żebyś nie myślał źle o moich sentymentach dla rodziny.
— Nie, gdzież tam!
— Tak było ze mną... Oddał mię ojciec do szkoły kadetów. Nie byłem w domu bardzo długo, bo na lato zwykle zabierał mię do siebie jeden przyjaciel ze szkoły. Przyjechałem do Tarnin pierwszy raz, gdym już był gefrejterem. Miałem głowę naładowaną myślami... Nie wiem, czy mię będziesz rozumiał...
Ex-student przybierał miny jak najbardziej odpowiednie, choć w istocie nie był pewny swego.
— Już w szkole, uważasz, zaczęła się była komocya w umysłach. Dużośmy czytali... »Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego«, »Żywot Chodkiewicza«, to były jakby światła pochodni w noc ciemną. Dam ci