Strona:PL Stefan Żeromski - Ludzie bezdomni 01.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W połowie następnego miesiąca odbyła się pierwsza środa lekarska. Dr. Tomasz wybrał się na to zgromadzenie... z odczytem. Wahał się bardzo długo, lękał i zapalał, aż wreszcie postanowił przedstawić rzecz swoją. Napisał ją dawno, jeszcze w Paryżu. Teraz przypiął do niej wstęp i trochę cyfr statystycznych miejscowych. Dr. Czernisz zachęcał go do czytania tej pracy, (której zresztą wcale nie znał), usilnie i wymownie, prosił, a nawet zobowiązywał.
— Jakto? — mówił — kolega pytasz się, czy masz nam wyrazić myśl, którą przywiozłeś z Paryża po dwuletnich blizko studyach... Więc cóż mamy czytać, gdy się zejdziemy? To, co wiemy wszyscy, co tu między sobą obgadaliśmy tysiąc razy?...
Judyma przekonywały te argumenta tem skuteczniej, że za granicą zdarzało mu się czytać w towarzystwach różne wypracowania. Było w tem nawet nieco ambicyi z lichszego kruszcu... Powstrzymywała go tylko jakaś trwoga czysto lokalna. W dniu oznaczonym jeszcze raz zbadał swój rękopism, ubrał się w czarne szaty i o zmroku wyruszył. Gdy miał już przekroczyć bramę domu, uczuł mocne ściśnienie w gardle, które wnet zwyrodniało w zupełną chęć odwrotu. Była nawet chwila zupełnego tchórzostwa... Mimo to przycisnął wreszcie guzik dzwonka, nad którym widniało nazwisko »Dr. Czernisz«. Wnet usłyszał z bólem w głowie kołatanie we drzwiach zasówki, szereg tępych dźwięków, wydających coś, jak bełkot, czy jak śmiech szyderczy...
Wszedł na marmurowe schody, zasłane szerokim, barwnym chodnikiem, do rzęsiście oświetlonego przed-