Strona:PL Stefan Żeromski - Inter Arma.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

salne murowane nogi zamczyska, wychodzące z kompleksu murów kościoła, twierdza czyhająca na ślepych i nagich murach, na olbrzymich zrudziałych i zzieleniałych skarpach, cały ten murowany rynsztunek zbója zdaje się przyklękać do skoku na daleką, płaską ziemię Powiśla, czyhać do wypadu i niepowstrzymanego marszu poprzez rzeczki i lasy, pola i łęgi dla przekroczenia wbród Wisły, którą widać w oddali, wijącą się w kępach drzew olbrzymich. Setki tysięcy, zaiste słowiańskich chłopów, Pomorzan i Kociewia wypalały te cegły na rozkaz swych panów, dla swych rozkazodawców i władców, dla wielkich mistrzów i komturów; nosiły je pod batem i kijem z miejsca na miejsce, na podniebne rusztowania, ażeby na siebie samych i na swych braci wznosić wśród lasów Pomezanii tę niezdobytą katownię, ażeby z czasem ulec na wieki pod przemocą i, na rozkaz panów, w obcy dla samych siebie naród się zamienić. Z wąskich okienek, podobnych do strzelnic, oczy konkwistadorów Wschodu, wychodźców z całego świata, bywalców i znawców wszelkich przysmaków Południa, oczy nienasycone w łupiestwie, tyranii i zdzierstwie, wypatrywały wszelką siłę, wszelką własność i wszelkie dobro. Zanim się stali «panami nad Prusy», ile przeszło czasów ciemięstwa i walki — świadczy wysokość, szczytność i strzelistość, oraz głębokość jaskiń podziemnych zamku w Kwidzynie. Niema w tych murach nic z piękna, poezyi czasów minionych, snu wieków w szczerbach poniechanych budowli przez nowoczesnego człowieka. Przeciwnie — wszystko to jest wyrestaurowane, podparte, oczyszczone i żywo tyrańskie. Dawna obłuda