Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

biuro, biblioteka, sala do koncertów, w której bywają tańce.
— A mężczyzn widujecie?
— Każdemu tu wolno wchodzić, każdej wolno przyjmować kogo chce i kiedy chce. Ale wogóle tutaj mężczyźni nie są mile widziani przez kobiety. Przytem mężczyzn tu mało. Co niedziela przyjeżdżają na tańce z okolicznych folwarków urzędnicy administracyi i inne franty. Kilka z naszych wyszło już zamąż. Ja tam nie uważam owego wychodzenia zamąż za jakąś lepszą formę życia. Rodzina jest to, naogół biorąc, wielkie świństwo.
— A sama miałaś dzieci? — spytała Ewa.
— Nie miałam.
— Tak, nie miałaś...
— Ale ja tu gadam, a w biurze ludzie czekają...
Rzuciła się w boczną uliczkę i zginęła w zieleni. Ewa została niespodzianie sama. Poszła w górę, szeroką drogą, połamaną w pętlicowe zakosy. Droga ta wspinała się po stromej pochyłości w starym, brzozowym lesie. Ogromne drzewa o warkoczach do ziemi, szumiące, suchoszelestne kołysały się wokoło, gdy szła. Znowu tedy wróciła do tego, co było, zanim spotkała Jadwigę. Trafiła w swoje uczucia, jakby w kolej wyżłobioną. Nogi wlokły się w miękkim pyle. Brnęła przez ciemności wewnętrzne duszy, przez las głęboki swego życia! Nie czuła, że upał pali jej głowę, że pył, wzdęty przez wiatr, łechce w gardzieli. Gdy wreszcie podniosła głowę, stanęła zdumiona. Już lasu nie było. Szumiał za nią, w dole. Naokół był przestwór jałowców nieobjęty oczyma, szczyt góry blizko, a na najwyższym grzebie-