Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 02.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odsunął koszulę i pokazał olbrzymią, siną bliznę na lewej piersi wzdłuż żeber. Odsunął wyżej i pokazał pod obojczykiem szwy i zrosty.
— Toś ty jest nożowiec, rzezimieszek? — spytała ciekawie.
— Co tobie, sikoro, do tego, kto ja jestem? Jestem wielki pan i tyle!
— Kawaler Gredin du Chateau-Lapompe.
— Dobrze, dobrze! Jakiż to pan może tak znać świat, jak ja? Byłem w Ameryce, byłem na wojnie transwalskiej, jechałem na statku, coprawda, jako palacz z Władywostoku do Tryestu. — Znam Paryż, Londyn, Kalkutę i Ladysmith...
— Coś ty tam robił?
— Chodziłem za wojną. Bo gdzie się wilki gryzą, tam jest zawsze co zbierać... Wiesz ty o tem?
— Ja też od razu przypuszczałam, że ty musisz być szpicel...
— Szpicle nie miewają takich pieniędzy, jakie ja mam. A ja mam pieniącha. Chcesz wiedzieć? Gram w karty, gram w ruletę, jeżdżę, wracam, znowu wyjeżdżam. Zupełnie, jak hrabia Szczerbic...
— Szczerbic!... — drgnęła. — A ty znasz Szczerbica?
— Ja znam wszystkich, którzy mi są potrzebni.
— Tak... Powiedz mi jednakże, bo jestem strasznie, strasznie ciekawa... Prawda, że ty jesteś były... felczer?
— Felczer! — zachichotał, — wściekłaś się, czy co u dydka? — Ja — felczer?
— No, — a nie, to kelner z podłej restauracyi w jakim Radomiu, albo Suwałkach?