Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ranka z sześcioma ludźmi. »W burzy dzisiejszej nocy zginęli, — mówiła druga wiadomość. Szukano ich wszędzie, ale nie dotarli nigdzie. Jeden zostawił pięcioro dzieci, drugi troje, trzeci był to młody rybak, bezżenny«. — Jeszcze jedna wiadomość, — we dwanaście godzin później: »nie znaleziono nigdzie«.
Wszystko, co było w życiu Ewy, teraz wyszło, jak wyzwolony tłum zbirów. Osaczył ją najniższy motłoch uczuć, co się wyrwał z za drzwi więzienia. Zamknęła oczy.
Machinalnie podniosła do ust chustkę i ocierała wargi.
Przemknęła myśl tak niepochwytna, że ledwie ją można było pojąć, — myśl o tem, że »Łukasz« jest to pewne widziadło, — nic więcej. Usta same wyszeptały:
— Już go na świecie wcale niema. Zabił się.
Głuche, bezsilne szlochanie bez łez, jak suchy kaszel wydarło się z ust. Serce nie biegło swą własną, znaną drogą, lecz zdawało się skakać wpoprzek tej drogi. Jeszcze myśl:
— Gdzie teraz odnaleźć... Szczerbica?
Krzyk z głębi duszy:
— Łukasz!
Senny obraz Dwarfów, idących dokądś z kasyna, — na dół, na dół... Żal, sięgający do szpiku kości, i ściśnienie serca na wspomnienie twarzy pani Dwarf.
Później cisza — i znicestwienie wszelkiego wrażenia. Dobra, długa chwila ciszy. Och, żeby tak zawsze żyć w tej ciszy, leżeć, jakoby na posłaniu w domu rodzinnym, za młodych lat, za dni minionych. W tej ciszy świętej tylko jedno przeszkadza, jedno dokucza i nie daje śnić...