Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kim bezmiarze głębin, zatopionych w mroku, gdy mistral wzdymał wały morskie i walił nimi w skały wybrzeża, błyskała morska latarnia. Kochała błysk latarni i zżyła się z nim duszą tak dalece, jak z niczem teraz na ziemi. Zdawało się, że to chmury lecące krzeszą ogień z morza. Czekała zawsze z utęsknieniem nocami na światło nocne. Oto i tej nocy... Nareszcie! Przeleciał elektryczny, milczący znak — raz-raz! Nastawa! poprzedni mrok. I znowu — światło — raz-raz! Otchłań ciemności wylewała z odległych samotni, z tajnych okręgów pustyni ryk i wzdychanie na ludzki brzeg...
Ewa cicho mówiła do samej siebie, a po prawdzie do tych odległych, piorunowych błyśnięć — spowiedź powszechną, wylewającą się z duszy. Bo tam był anioł groźny nad niezgruntowanemi wodami... Skrzydła jego od zachodu na wschód... Śniło się, że z jego niezmiernej ręki, kołyszącej kadzielnicę ponad odchliskiem, pada ognisty miecz w dalekie rozcieki, skąd wracał może bezsilny od pracy rybak, lub żeglarz, który stracił ostatnią nadzieję. Przy tem świetle niemem a tak nieskończenie wymownem — poczynała widzieć z poczwórną siłą swe sprawy. Oczy jej zagłębiały się w duchową pomrokę, a rozum stawał raz wraz w wielkich olśnieniach. Rozważała w głębi duszy swej, co ma czynić. Czuła głębokością serca, że nie zobaczy już nigdy Łukasza. Tęsknota stoczyła jej duszę, a żal zniweczył jestestwo. Wyjścia nie było. Tak miało zostać na zawsze. Niegdyś jej mówił: »gdy mię porzucisz, będę straszliwie nieszczęśliwy...« Te słowa własną jej krwią były wypisane w sercu. A teraz — on to ją właśnie porzu-