Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uchodząca z wierzchołka jego w ścianę, okryta była kurzem i popiołem, a całą okolicę swego istnienia powlekła sadzą. Sprzęty, jak łóżko, szafka, potworne obrazki, służące jakoby do »ozdoby« lokalu — wszystko, na co padły oczy, było sponiewierane, poniekąd udręczone, jak rzecz cudza, a przecie należąca do tego, kto za jej chwilowe posiadanie płaci, — więc wyzyskana i wzięta niejako za gardło. Stolik, którego najszczerzej sosnową prostoduszność suto i wielekroć powlekła politura domowego rozprowadzania, znowu miał na wierzchu swym pobojowisko, pełne dziur, bolesnych oparzelisk od węgli samowarowych, od szybko nastawianych maszynek i istne rany wystygłe od żrących jodyn, terpentyn, spirytusów, oraz kawalerskich soli i kwasów. Podłoga była nie dość, że wydeptana, ale wprost powygryzana gwoździami obcasów. W rogu, gdzie zanudzała swym widokiem ohydna »umywalka« blaszana z drzwiczkami, wiszącemi na jednym haku, było najbardziej sponiewierane miejsce pokoju.
Ewa, wszedłszy tam, doświadczyła uczucia ohydy. Nie, nie będzie w stanie modlić się w tem miejscu! Pokój ten był czemś publicznem, zużytem i, jako właśnie rzecz publiczna, jakby oplutem i spapranem. Wszelaki brud życia zdawał się cuchnąć ze ścian, kurzyć się z podłogi, kątów, szpar, sprzętów... Wśród tego wrażenia, potykając się o myśl, co robić teraz, stojąc bezradnie z przymkniętemi powiekami, Ewa znienacka ujrzała prawdę: toż to jest obraz mojego życia przed spowiedzią!
W tejże chwili nawiedziła ją łaska skruchy i łaska głębokiego żalu. Powtóre, a z równą siłą, jak w chwili