Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzeni. Odbijają w sobie tłum krążący. W oczach i mózgu tworzył się wieloraki, olbrzymi obraz, wielokroć odbity w ścianach korowód postaci wesołych, migotliwych, pochód strojów, przemarsz widziadeł o kształcie ludzkim, niosących na licach wszystkie uczucia, od szczęścia — do rozpaczy — wizyę nieskończoną rodu ludzkiego. Nawet mając oczy spuszczone, rachując, pisząc, Ewa widziała przed sobą to sunące pasmo ludzkie. Jakże często w tejże ciżbie mężczyzn, wyrostków, chłystków, starców, zjawiała się jakaś twarz urocza, młodociana, jakiś owal lub profil niewiarogodnie piękny, zadziwiający i bezprzykładnie miły! Oczy nie mogły się odeń oderwać... Częstokroć jakieś oczy błagały godzinami, albo napastowały w ciągu nieskończonych wieczorów. Ewa musiała się wyuczyć spokoju, zdobyć formę twardej obojętności, pewną postać ponurej tyranii. Ugrzeczniona, dobrotliwa bezczelność, łaskawa pogarda niewidzenia... Łagodny uśmieszek ślicznych ust mówił: — patrz sobie, koteczku, patrz!... Patrz, śliczny paziu... Wypatruj piękne oczęta... A choćbyś patrzał dzień i noc, i cały adwent, i cały karnawał, i wielki post, nie, sierotko, nie wypatrzysz jednego drgnienia brwi. Wiem ci ja, o co ci idzie. Chciałbyś mię dławić temi białemi rączkami o szlifowanych paznogciach, chciabyś rozgniatać mi usta i piersi... Wiem, wiem. Nic z tego, nic, bo jestem, widzisz, wierna Łukaszowi, którego może na świecie już niema... Oczy jej widziały tłum, myśl dostrzegła natężenie zabawy, (aczkolwiek rządziła nieustającym prawie rachunkiem), lecz to, co w oczach widzi, ta władza, która jest zdolnością widzenia, dostrzegała zarazem światy dalekie,