Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A tatko znowu tak sobie powie — hiperbole i koniec. A my ani bielizny, ani ubrania. — Wszystko idzie na Barnawską. Żyjemy byle czem... Przecie tak wiecznie być nie może. Musi tatko także pomyśleć! Właśnie i dziś... ksiądz spowiednik...
— Tylko mi aby rzeczy ze spowiedzi nie rozkładaj! Wiesz chyba o tem, że tajemnica spowiedzi... Masz, chwalić Boga, dwadzieścia lat, jak oblał...
— Ja, tatusiu, nie ze spowiedzi, tylko, że wszyscy... Coraz nam gorzej, coraz gorzej... Mama jakaś rozdrażniona, rozstrojona, niespokojna... A tatko jak gdyby nigdy nic, jakby wszystko szło jaknajlepiej na świecie... Ludzie widzą... roznoszą plotki po świecie. A zresztą jest to niewątpliwie prawo Boże...
— No, już ty mię aby nie ucz, co mam robić na świecie! Matka was ponauczała tych na mnie gadań. Sama gada, Aniela gada, teraz nareszcie i ty... Ale ostatecznie, co wolno matce, tego tobie nie wolno — rozumiesz?
Ściągnął dramatycznym ruchem rękawiczkę i, wykonawszy szereg ruchów istotnie wytwornych, przesiadł się pod okno, tyłem do córki.
Stało tam, tak zwane, biurko, grat poobłupywany, ze starą politurą, przywalony mnóstwem cacek najrozmaitszego pochodzenia. Kiedy Ewa wróciła ze smutkiem na brzeżek swego łóżka, stary pan (ze zmarszczoną groźnie brwią) wydobył z kieszeni kluczyk, otwarł i wysunął szufladę i zagłębił się w pożółkłe papiery Jedne z nich rozwijał z gazet, inne pobieżnie przeglądał, inne wreszcie starannie czytał. Ewa miała oczy spuszczone na książkę, ale myśli jej, wbrew woli, upor-