Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkie drzewa. To stary, ukochany dąb na wzgórzu... Ach, jak szeleszczą te wielkie drzewa, drzewa widma żyjące! Jak dziko, jak uroczo! Z dala, zdala, z otwartego gdzieś okna dolatuje nokturn Chopina. Muzyka smutna a pełna siły najbardziej głębokiej... Muzyka smutna, a nie zawierająca w sobie ani rezygnacyi, ani wyrzekania.
Smutek i spokój spływa z tej tajemniczej, z tej bosko pięknej muzyki w ciemnoszelestny park, między widma drzew. Niema w niej grozy i niema rozrzewnienia, co kruszy wyniosły smutek i we łzy się wylewa. Nokturn ów, — druga noc, druga obok tamtej... Jak noc, — nokturn ów zawierał w sobie smutek, który mógłby ogarnąć cały ród ludzki i wystarczyć dla wszystkich dusz, co cierpią na tej ziemi. Jak wielka, cicha, tajemnicza noc był siłą niewiadomą, zamkniętą w sobie i wiecznie żywą, co zachęca, ażeby mężnie i wyniośle iść swoją drogą przed się, iść daleko, z oczyma utopionemi w gwiazdy ciemnego nieba. Jak noc wołał i porywał ku nieskończoności. Szła też wówczas pełna młodych sił, jak powietrze przesycona zapachem jaśminu, owiana szelestem czarnych drzew, jak ciemność pełna tonów nocnej muzyki Chopina.
Co chwila podsuwali się ku niej z uliczek jacyś ludzie, zaglądali w oczy, szeptali jakieś słowa i zagradzali drogę propozycyami. Słowa te spadały koło niej, jak rzucone kamienie. Nie słyszała ich prawie, spojona uczuciami. Na zaczepki najbardziej bezwstydne, odpowiadała w myśli krótką zniewagą:
— Odstąp, głupcze! Jestem człowiekiem spracowanym. Chcę odetchnąć po mojej niewoli. Chcę być sobą przez małą chwilę i czuć, co daje niebo, noc i muzyka.