Strona:PL Stefan Żeromski - Dzieje grzechu 01.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kaz, — tylko ten jeden, — nie będzie spełniony. Przenigdy! Umrę. Będę tak samo silna i mężna jak Ty. Gdy trupa mego wywloką z dołu śmierci i rozpoznają, przeczytasz sobie o tem w gazecie. Będziesz wiedział, coś zrobił! Wtedy wszystko zrozumiesz, Ty silny, — coś zrobił. Ty, coś nigdy nie pocałował mię w usta...
Pomimo, że wróciła do domu o parę godzin później, niż zwykle, nie pytała jej matka, gdzie była i co robiła.
W pokoju było ciemno. Stary pan siedział przy otwartem oknie. Kulawy samowar jeszcze spał w ciemności. Ewa nie piła herbaty i nic nie jadła. Szybko rozebrała się, nie zapalając światła, i zajęła swe legowisko za parawanem. Pierwszy to raz w życiu wydało jej się w tym domu podle i nędznie. Wieczór był parny. Czuła zaduch mieszkania i podwórza, odczuwała fizycznie nędzę plugawego bytowania. Okryła głowę lekką kapą, jakby chcąc ukryć przed sobą świat. Porwał ją wnet nagły sen, twardy sen młodości zmordowanej przez nieszczęście.
Upadła ciałem i duchem, niby kamień w bezdenną toń czarnej wody. Nierychło w nocy — z tego niebytu, z czarnego otworzeliska głębiny począł wywijać się sen dobrotliwy o czemś niebywałem, o czemś innem od naszego ziemskiego świata. Zaniosły ją tajemnicze potęgi na inny świat, prawdziwie na inny glob, na odosobnioną w przestworach ziemię. Czuła lekkość w sercu swem, jak po długotrwałym płaczu w samotności, gdy się uśmiechnie znowu dola.
Nic nie wiedziała o nieszczęściu swem, ani o męczarni serca. Snu tego nigdy później nie mogła sobie