Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z oczu oślepłych od boleści, aż podłoga w izbie więzienia mokra się wszystka, zlana stała i ciemna.
I zadumałem się był, że tyle może być boleści w duszy i łez w twardym człowieku.
Do ostatniej wytoczyły się ze mnie wszystkie na wzór tej krwi, co do ostatniej kropli wyciekła.
A we łzach toczył się ze mnie żal za ciężkie, straszne uczynki moje.
Och, na dnie serca zdruzgotanego poruszona, żądzo!
O, podeptane przez ludzi, zepsute samochcąc, — jam jest! — które samo siebie kąpało i myło we łzach!
Dusiły mię czyny moje dawne za gardło, leżały wokół mnie na ziemi.
Po stokroć, po tysiąckroć w tajnię sumienia zaglądały.
Po stokroć serce imał wspomnienia krzywdy szpon.
Aż zwolna zelżał, zmalał, ustał żal.
Stało się w sercu ciszej.
Ktoś pod głowę upadłą spokój podsunął, jakgdyby rękę ojca czułą.
Zdało mi się w onej minucie, żem przede śmiercią w onym głębokim umarł żalu.
Zwidziało mi się, że zakwitnę na podobieństwo gałęzi bzowej w rytwiańskim sadzie, kiedy ją deszcz niebieski zlał i kiedy zamiast czarnej pławiny stała się pieśnią żyjącej duszy.
Zwidziało mi się, że spłukał z naju, — z ziemi tej i ze mnie, którzy jedno jesteśmy, — wylew mych łez proch zestarzały, brud starodawny, z któregom sobie uszył delią, — i że oto wyjdę nagi, wydziedziczon,