Przejdź do zawartości

Strona:PL Stefan Żeromski - Duma o hetmanie.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Serca-li to bicie tak głośne, tak mocne, tak twarde?
Nie serca to bicie, lecz końskich kopyt tętent i szczęk.
Zasłona się szeroko rozdarła i wysoko podniosła, czyniąc wejście przestronne jakoby wrota fortalicyi.
Słychać wciąż bliżej, coraz donośniej potężny łoskot podków wielkiego rumaka po bryłach bruku, gdy grube jego kopyta kują w głazy, idąc pod wielkim jeźdźca ciężarem.
Łeb konia w naczolniku stalowym. Ślepie juchą zalane. Zpomiędzy zębów, głodących wędzidło, chlapie piana. Kłęby okryte rzędem z bronzu. Grzywa trefiona, między uszyma czub sowity, a ogon w węzeł spleciony.
Jeździec na głowie ma szłom olbrzymi, — na sobie pancerz, jak mur gruby. Siedzi z wytężonemi nogami w ciasnej kulbace. Przy okutych jego kolanach skrzydła rzeźbione. U pięt dwie ostrodze, zwierające siłę rumaka bodźcami jak sztylety długiemi.
Usta rycerza w dół skrzywione. Oczy głuche.
Na szyi widnej z pod żelaza żyły się prężą.
Twarz jego bronzowa mieni się od uśmiechu mądrości.
Zdarł wodzami łeb ogiera i pysk jego nagiął aż do kolan. Wstrzymał się u samego posłania.
W dół patrzy.