Strona:PL Stanisław Wyspiański-Noc listopadowa.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


wieczyste me łoże
i żywot jedyną męczarnią.
Niech wloką, niech wloką,
niech w lochy zakują,
niech sępy żreją me ciało,
by ino tym braciom,
co dzwonią w Warszawie,
zwycięstwo się walki dostało.“

I dłonie przed siebie wyciąga i słucha,
wiew każdy powietrza czuje
i twarz mu się mieni,
w zachwycie jest ducha,
spełnione dzieło zgaduje.

Uklęka, — łzy cieką,
pierś łkaniem się wstrząsa,
radością płonie oblicze
i szepce, a trudno mu słowa się wleką,
modlitwy łka tajemnicze:
„O pójdziesz ty kiedyś
mój duchu na gody
za kaźń twą, żywota gorycze.
W tych dzwonach z Warszawy
do ciebie to gońce:....“

Witaj — Jutrzenko — swo—bo—dy — —,
za to—bą — zba—wie—nia — Słoń—ce.

(powstaje)
KRASIŃSKI
(przesłania twarz dłońmi)
W. KSIĄŻE
(rusza z miejsca)
(Rozpoczyna się pochód).