Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Wyspiański-Noc listopadowa.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


W. KSIĄŻE

Mój wierny pies, — — zsiniały, tak już, — czerny.
Ha, — a! — Wywlec go precz!

LOKAJE
(wynoszą ciała Gendra i Lubowidzkiego)
JOANNA

Zawiążcie mu rany.

W. KSIĄŻE

Pomarł już, — takoj zczesł, — wot posiekany.
Tak-bym ja był..... Wyrzucić, — trup, — trup, — zimny, siny.
Poszedł. A dyabeł tam spisuje jego winy.
Przegrał! — Ja jeszcze gram, — stawka ostatnia.

OFICER KIRASYERÓW
(wchodzi)
(salutuje)

Wasza Wysokość. Wsio buntowszczyki uciekli.

W. KSIĄŻE

Uciekli!! — Cha, cha, cha. — A on, — ten z posągu?
Ukciekł takoj? — A!

(głos mu się łamie)
OFICER

Kto? Wasza Cesarska?

JOANNA

O kim ty mówisz?

W. KSIĄŻE

Wot, — koń jego parska
pianą i wyrzuca mnie krew na koszulę.
On na koniu, sam śnieżny król, — wskazał buławą
a koń kopytem w pierś, — w pierś moją bije, —