Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Szopen a Naród.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





I

I W OGNIU tych płomiennych wizji staje nam przed oczyma nasza ziemia, ona „co we dnie stroi się w pychę, ona, co w nocy broczy się krwią”, z oparów jesiennych wyłaniają się wierzby przydrożne, na pustym ugorze srebrzy się światłem miesiąca upiorny krzyż, w bezustannej słocie przewłóczy się leniwo dym z nędznych chałup nadwiślańskich, na polach gnije szczecina zżętego żyta, szron zwarzył drzewa i łąki, a w duszy ból i cierpienie i nieukojona tęsknota i żal, żal za tą Polską, tą jedyną, jej majem i jej jesienią i nutą swojską oberka, kujawiaka czy też mazurka, co z otwartych okien karczmy na cały świat zda się rozlega.