Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ZDŻARSKI. Przecież ją trzeba pochować!
MLICKI. Tu ją kazałeś przynieść?! (ze strasznym strachem). Tu! Tu! (wpada w furyę i krzyczy). Precz, Precz! Bo... bo... (stoi z zaciśniętymi pięściami).
ZDŻARSKI (do Olgi). Pani! Nasz rachunek jeszcze nie wyrównany (wychodzi).
(Pauza. Mlicki na środku pokoju z załamanemi rękami. Olga podchodzi nieruchoma przy ścianie — przez cały czas patrzyła z zastygłą twarzą na obu mężczyzn).
MLICKI (obraca się i podchodzi do niej). Prawda? To prawda?
OLGA (cicho). Tak, to prawda!...
MLICKI (nieprzytomnie). A więc to prawda! Hela nie żyje!... (pada na krzesło; po chwili zrywa się i podchodzi do Olgi). Myśmy ją zamordowali! My!... Ja i ty!... Ty też!... Ty też!... (wybucha dzikim śmiechem). Zamordowałem ją dla ciebie. Ha, ha, ha. Dla szczęścia... dla naszego szczęścia... Zamordowałem... Ha, ha, ha! Dla szczęścia!...
OLGA (patrzy na niego z pogardą, potem wybucha spazmatycznym śmiechem. Mlicki podchodzi ku niej jak kot przyczajony. Olga cofa się bojaźliwie, naraz słychać hałas zewnątrz. Mlicki wypręża się i chwyta Olgę w strasznem przerażeniu).
MLICKI Niosą ją, niosą! Nie wpuszczaj, zamknij drzwi! Nie wpuszczaj!