Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ZDŻARSKI (uśmiecha się złośliwie). Wiem, wiem o tem od dawna.
MLICKI. Dlaczego jesteś moim wrogiem?
ZDŻARSKI. Nie jestem — ja nie uważam nikogo za wroga.
MLICKI. Zupełnie nie rozumiem, co ty sobie właściwie za pretensyę do niej rościsz? Cóż ona temu winna, że się nie mogła do tego przymusić, by cię pokochać. Widzisz, szanuję o tyle twoją inteligencyę, że szukam w innych przyczynach źródła twojej nienawiści.
ZDŻARSKI. Hm. Jesteś człowiek mądry i sprawiedliwy.
MLICKI. Więc idzie ci o Helenę!
ZDŻARSKI. Może być!
MLICKI. Ale przecież nie jesteś na tyle brutalny, na tyle parobkiem, żebyś sobie życzył, bym z Heleną dalej żył, nie kochając jej?...
ZDŻARSKI. Jestem nim na tyle, że nie życzyłbym sobie, byś Helenę w przepaść wtrącał.
MLICKI. Więc to będzie szczęściem dla niej, jeżeli pozostanę i będę ją nienawidził?...
ZDŻARSKI. Opamiętasz się. Pozatem Heli nie można nienawidzieć.
MLICKI. A ze mną całkiem się nie liczysz?
ZDŻARSKI. Właśnie, że się liczę. Jeżeli się ożenisz z panną Agrelli, to zmarniejesz. Kark skręcisz w tem