Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Przybyszewski-Dla szczęścia.djvu/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzę, ale nie mam powodu zachowywać dla niej w mem sercu wdzięcznej pamięci.
MLICKI. Aha! aha! za dalekoś się zapędził w twoich nadziejach?
ZDŻARSKI. Ja ich w sobie nie robiłem, ktoś inny je we mnie wzbudził.
MLICKI. A! a! To podczas waszego pobytu w Paryżu?... N'est ce pas? Raz mówiłeś coś o tem! Ale jak to było?
ZDŻARSKI (śmieje się). Masz dobrą pamięć! Tylko wtedy — ot, niewinne głupstwo.
MLICKI. No opowiedzże!
ZDŻARSKI. A, drobnostka! Siedzieliśmy w zamkniętym pokoiku jakiejś winiarni i piliśmy szampana. Olga namiętnie lubi szampana. Wprawdzie trochęśmy dużo wypili...
MLICKI. No i...?
ZDŻARSKI. Nic więcej... (zjadliwie). Mój przyjaciel szukał mnie... taki prosty łatęda, który miał też ochotę na szampana...
MLICKI (z sztuczną wesołością). Padliście zatem, że tak powiem ofiarą — przerwanej miłości. Czytałem raz pyszną balladę na ten temat.

(Pauza).

Teraz jej już nie kochasz? Toś się szybko odkochał! Jakże to się stało, że twoja miłość tak gwałtownie zamilkła?